Forum Stadnina Koni "Avarosan" Strona Główna
Autor Wiadomość
<   Boks II / Opis i inne aktualności   ~   Opis historii, pochodzenia, charakteru - do 1 roku
Złoty Balonik
PostWysłany: Pią 1:29, 19 Cze 2015 
Królowa Śniegu


Dołączył: 07 Lut 2015
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


Po poznaniu Skrzydlatej i spotkaniu z kilkoma osobami w głównym instytucie Rysuala postanowiłam dokładnie zaznajomić się z panującymi tutaj zwyczajami – konie, stajnie, nawet udało mi się dotrzeć do niektórych bilansów, aby poznać tajniki zarabiania ale również zasady wyceny a przykład rysunków koni, czy ich treningów. Podobały mi się propozycje wymiany, każdy działał na swoją, ale również na innych zysk. Trwało to jakiś czas, gdy włóczyłam się po tym niewielkim, ale jakże przyjaźnie nastawionym światku, a gdy już go obeszłam, w moje łapki trafiła bardzo specyficzna księga, ogromna, posiadająca bardzo wiele rysunków pięknych zwierząt, a każdy opatrzony krótkim opisem. Zawsze marzyłam o własnym koniu arabskim, więc kierując się spisem treści według ras, które kiedykolwiek pojawiły się w tym światku, zawędrowałam wprost do tej szlachetnej, ale nie jedynej pięknej rasy. Moim oczom ukazał się gruby pliczek stron – każda rasa podzielona była na kolory, a dodatkowo spięta ze sobą, natomiast rasa koni czystej krwi arabskiej zawierała całkiem spory folder. Przeglądałam go powoli, uważnie, zaznajamiałam się z imionami osób, których już pewnie nigdy nie poznam. Zwracałam większą uwagę na konie, który były oznaczone gwiazdkami – Skrzydlata powiedziała mi, że są to konie, które wiele osiągnęły w sporcie. Żaden jednak nie przykuł mojej uwagi wystarczająco. Skierowałam swój wzrok na dwa konie, które szczególnie nie wyróżniały się w kwestii imienia, chociaż bardzo mi się one spodobały. Klacz miała nazywała się Tempus Fugit – drobna gniadoszka z oczami czystymi, patrzącymi na człowieka z kartki. Wiedziałam, że to będzie idealna matka dla mojego wymarzonego konia.
Długi upłynął czas, zanim zdecydowałam się na drugiego rodzica – wiele ogierów wydawało mi się pięknych, aż w końcu wzięłam do ręki kartę opatrzoną imieniem Ciemny Tancerz. Ogier ten sprawiał wrażenie zjawiskowego, jedynego w swoim rodzaju. O dziwo oboje rodziców było gniadych a nigdy nie przepadałam specjalnie za końmi w tym kolorze. Przypadli mi jednak tak bardzo do gustu, że nie mogłam się na nie na patrzeć – i podjęłam decyzję.
Umówiłam się na spotkanie ze Skrzydlatą. Dziewczyna znała się co nieco: gdzie szukać, żeby znaleźć, na co zwracać uwagę i kogo pytać, żeby się czegoś dowiedzieć. Zadzwoniłam więc do wielkiego centrum inseminacji, gdzie w wielkich zamrażarkach bytowały komórki rozrodcze wszystkich zwierząt, które pojawiły się w którejkolwiek stajni – na wszelki wypadek, żeby geny nie zaginęły. Dowiedziałam się, że są w stanie załatwić zapłodnienie komórki pięknej Fugit nasieniem ogierka Tancerza. Ucieszyłam się ogromnie, umówiłam się na termin zapłodnienia klaczy-matki – chciałam, aby i ona była dla mnie wyjątkowa, dlatego ważne dla mnie było jej zobaczenie i poznanie charakteru.
Dzień ten nadszedł zdecydowanie zbyt późno, oczekiwanie zjadało mnie doszczętnie od środka, nie pozwalało skupić się na niczym konkretnym. Czas ten jednak dał mi szansę na przemyślenie całego pomysłu posiadania własnego zwierzęcia, obowiązków się z tym wiążących, kosztów. Wszystko to zaczęło nade mną górować, piętrzyć się i aż zaczęło mnie mdlić od ciężaru tych myśli. Dzwonek telefonu wyrwał mnie z tego wiru…
- Wszystko gotowe, niech pani przyjeżdża, czekamy już tylko na panią. – usłyszałam radosne słowa w słuchawce. Moje oczy rozpogodziły się i spojrzały radośnie w przestrzeń wyobraźni, gdzie już galopowałam na grzbiecie mojego własnego konia.
Pełna nowych nadziei, które mocno przesłaniały problemy i rozterki, wskoczyłam w samochód i ruszyłam prosto do Centrum. Moje małe autko, fiacik, którego uwielbiałam wył głośno, gdy wciskałam dech do samej dechy. Zaliczyłam chyba wszystkie wykroczenia drogowe, całe szczęście, że nigdzie nie było patrolu policyjnego. Spojrzałam w lusterko wsteczne i ujrzałam roziskrzone oczy jakiegoś stwora, który już nie wpada w popłoch na myśl o obowiązku, jakim jest koń. Ten potworek podjął decyzję i nie miał ochoty zmieniać zdania.
Wpadłam do Centrum i szybko skierowano mnie do odpowiedniego działu, gdzie znajdowały się ogromne stajnie koni każdej rasy, która była potrzebna. Koni arabskich było chyba najwięcej, ale w podobnej ilości pasło się również anglików, a różnego rodzaju koni szlachetnej półkrwi kroczyło chyba z 50, przy czym każdy był innej maści, miał inne proporcje i charaktery. Dowiedziałam się, że w stadach są tylko klacze, bo tylko te są potrzebne, aby wychować źrebięta. Gdy te słowa do mnie dotarły przyjrzałam się dokładniej stadom i ujrzałam małe koniki, źrebaczki, które pewnie harcowały na chudych nóżkach – starsze wspólnie, młodsze trzymały się nosami przy matkach. Nie widziałam jednak młodzieży, koni starszych niż pół roku, może trochę więcej. Na to również pojawiło się wytłumaczenie, gdyż wielu właścicieli zwierząt po wybranych rodzicach chciało, aby konie były młode, jak najmłodsze, co prowadziło do rozdzielenia matek z dziećmi w wieku od pół roku do roku.
Podziwiałam piękne konie pasące się i biegające po ogromnych łąkach, ale w końcu pojawiło się kolejne pytanie. Czy te klacze nie są zbyt eksploatowane? Doczekałam się odpowiedzi, gdy zobaczyłam przyszłą matkę mojego konia. Była w świetnej kondycji, miała dobre proporcje i nie widać było po niej szczególnie, żeby była często matką – może jedynie dlatego, że jej grzbiet wyginał się tylko lekko w dół, a nie było widać na nim otarć od siodła. Klacz nie była młoda, miała jakieś 13-14 lat, ale była w doskonałej kondycji. Podeszłam do niej i pogłaskałam ją po rozszerzonych chrapach. Miała miękką, błyszczącą sierść i jasne, czyste oczy, którymi patrzyła na mnie z dużym zainteresowaniem. Spojrzałam również na kopyta – były dobrze przycięte, równo wypiłowane, bez pęknięć i nie pokruszone. Cieszyłam się, że matką dla mojego konia będzie na pierwszy rzut oka zdrowa i piękna. Spojrzałam również w jej badania, dokumenty… Wszystko się zgadzało, badania weterynaryjne były w porządku, więc dałam pracować tym, którzy znali się na nadchodzącym zabiegu.
Gdy już było po wszystkim pozostawało czekać, a to była najgorsze. Jedenaście miesięcy oczekiwania, które będzie wymagać ode mnie nie myślenia. Dlatego na ten okres załatwiłam sobie jak najwięcej pracy, żeby nie mieć czasu na rozmyślania. Czas ten i tak dłużył się niemiłosiernie, w końcu jednak minął, jak wszystko, a Centrum zadzwoniło do mnie z informacją, że w nocy na świat przyszła piękna, chociaż zaskakującej maści klaczka. Zapytałam co w tej maści jest takiego niecodziennego – nie otrzymałam jednak odpowiedzi, która by mnie satysfakcjonowała. Miałam przyjechać jak tylko będę mogła i sama zobaczyć, co w niej takiego niezwykłego.
Wsiadłam w samochód po minucie, podczas której tylko się ubrałam, a na miejscu byłam po kolejnych dziesięciu minutach – na trasie pokonywanej zwykle w minut co najmniej dwadzieścia. Wyskoczyłam z miejsca kierowcy, jakby mnie coś goniło, i wskoczyłam do stajen, gdzie stały klacze, które miały się właśnie źrebić. Nie miałam problemu z odnalezieniem właściwej nowej matki – klacz stała i patrzyła na mnie, a obok niej świeciły mniejsze oczka, nie do końca widzące, ale słyszące i czujące. Pozwolono mi wejść do boksu i pogłaskać małą klaczkę. W pierwszej chwili nie rzuciło mi się w oczy nic specjalnego, jednak kiedy wyszłam z pomieszczenia uważnie się jej przyjrzałam. Małe arabskie dziecię było rude jak marchewka, a jej grzywa była nieco ciemniejsza, co zwracało uwagę. Klaczka machała swoim ogonkiem w kolorze grzywki i próbowała powoli kuśtykać wokół mamy. Była maleńka, a ja nie mogłam się na nią napatrzeć. Wiedziałam jednak, że minie trochę czasu zanim się dogadamy.
[link widoczny dla zalogowanych]
Wynajęłam pokój w hotelu pracowniczym Centrum, aby być blisko mojej małej klaczki. Nadałam jej imię, chociaż nie trzymałam się przyjętych zasad – dałam arabce na imię Kiara, zawsze miałam w myślach to imię i bardzo pasowało mi dla własnego konia, jedynego w swoim rodzaju.
Dni mijały, a Kiara rosła, jak na drożdżach, a jej grzywa i ogon stawały w coraz większym kontraście z sierścią. Uwielbiałam czyścić jej miękką, puszystą sierść, a klacz to cieszyło. Jej oczy śmiały się, kiedy podchodziłam do jej i jej mamy boksu, jak brałam w rękę jej mały kantarek i uwiąz i chciałam ją wyprowadzić. Mała cieszyła się jak dziecko, kiedy prowadziłam ją na lub z padoku, podrygiwała lekko, ale nie ciągnęła mnie w swoją stronę, szła szybko, ale dla mnie wystarczająco.
[link widoczny dla zalogowanych]
Przy pierwszych czyszczeniach Kiara koniecznie chciała poznać każdą ze szczotek – jej zapach, fakturę, nawet udało jej się je przemielić w dziąsłach, które powoli dostawały małych, ostrych ząbków. Gdy już się z nimi zaznajomiła dała mi się dokładnie wyczyścić, nie robiła problemów z niczym poza kopytkami, z którymi obchodzić się musiałam ją nauczyć. Troszeczkę się wyrywała, ale było to bardzo normalne dla tak młodego konia. Kilkanaście czyszczeń i Kiara już nie miała problemów z utrzymywaniem nóg w jednej pozycji. Była grzecznym konikiem, który chętnie współpracował – i to jej pozostało. Kiara uwielbia kontakt z człowiekiem, a ja uwielbiam kontakt z nią i tak trwamy we wspólnej miłości aż do czasu, kiedy klacz została odstawiona od matki. Były to ciężkie dni, klacz nie mogła się na niczym skupić, była rozdrażniona i chciała tylko jednego – wrócić do matki. Starałam się odwracać jej uwagę, pocieszać, jednak jej więź z mamą była nie do zastąpienia. Zaczęła szukać kontaktu ze mną, gdy zrezygnowała z walki. Była bardzo smutna, wręcz strasznie smutna i potrzebowała wsparcia, a ja cały czas byłam obok, służyłam jej oparciem psychicznym. Nasza przyjaźń zaczęła się zacieśniać, Kiara powierzyła mi swoje zaufanie, jednak jej radość ze wszystkiego zniknęła. Owszem, nadal momentami roznosiła ją energia, pojawiał się błysk w oku. Wyciszyła się dość mocno, „zestarzała”. Nie była już małym dzieciątkiem, chociaż miała dopiero rok. Odstawiłam ją w wieku większym, niż robi się to normalnie, ale i tak to mocno wpłynęło na jej psychikę. Kiara spoważniała mocno, stała się koniem uważnym, ostrożnym, trochę nie ufnym wobec obcych. W stosunku do mnie jednak stała się zupełnie otwarta, współpracowała ze mną, wiedziała, czego chcę – a ja wiedziałam, czego ona chce. Jest kochanym stworzeniem, szybko się uczy i reaguje. O dziwo jest bardzo otwarta, osobie, którą zna jest w stanie pokazać jaka jest kochana, jak cudownie potrafi się poruszać, gdy chce zaprezentować swoje ogromne serducho.
[link widoczny dla zalogowanych]
Po dosyć krótkiej pracy jeszcze w Centrum musiałam zdecydować się na jakąkolwiek stajnię. Długo analizowałam jaki ośrodek wybrać miałam jednak swojego faworyta. Znałam już Skrzydlatą, dlatego też jej stadnina, z wieloma końmi, zachęciła mnie i właśnie tam zdecydowałam się przewieźć Kiarę.
Na początku ważnym dla mnie było, aby arabka sama, z własnej woli weszła do przyczepy. Jak się okazało moje obawy były zbyt wielkie, gdyż klacz bez problemu wkroczyła za mną do pojazdu. Pochwaliłam ją za to oczywiście, nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Cieszyłam się jednak, że nie ma z tym problemu, bo dzięki temu pakowanie się na jakiekolwiek zawody nie będzie problemem.
[link widoczny dla zalogowanych]
Podróż również przebiegła bez większego problemu. Kiara nie denerwowała się specjalnie, a po dojechaniu bez większych oporów wyszła – z końmi z dwóch skrzydeł stajni przywitała się głośno i doczekała się licznych odpowiedzi, a jakże. Ze źrebięcą ciekawością rozglądała się wkoło i poznawała w ten sposób nowe miejsce. Cieszyła się z kontaktu z nowymi końmi, przyjemnie pomiziała Skrzydlatą po wyciągniętej do niej dłoni.
[link widoczny dla zalogowanych]
Na początek wstawiłam ją na biegalnie, gdzie normalnie stał starszy od Kiary Matt – konik polski Skrzydlatej, który był pokorny wobec innych zwierząt. Wierzyłam, że również z moją klaczką nie będzie miał problemu. Zdecydowałam, że po godzinie poznawania nowego przybytku można ją zapoznać ze współlokatorem. Skrzydlata przyprowadziła wałaszka i wprowadziła go na biegalnię. Obie z zapartym tchem obserwowałyśmy zachowania koni. Kiara stanęła w miejscu i patrzyła, Matt natomiast obwąchiwał podłoże i przyglądał się klaczce, nie nawiązywała się jednak żadna kłótnia – i już się nie nawiązała. Kiara bardzo odważnie podeszła do towarzysza i zaczęła go skubać po grzbiecie, co kupiło zupełnie starszego konia.
[link widoczny dla zalogowanych]
Minęło jeszcze kilka dni, zanim zaczęłam z nią znowu pracować – klacz musiała przywyknąć do żywienia, otoczenia, innych koni, z którymi nawiązała bliskie więzi bardzo szybko, czy też do składu wody w poidłach. Kiedy już się oswoiła ze wszystkim zaczęłyśmy dalsze zadania: czyszczenie, prowadzanie, odczulanie na sprzęt, torby foliowe i inne rzeczy, i chociaż jest tego mnóstwo Kiara bardzo szybko przyswaja sobie otoczenie, które spotykać ją będzie w całym przyszłym życiu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)

Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Strona 1 z 1
Forum Stadnina Koni "Avarosan" Strona Główna  ~  Boks II / Opis i inne aktualności

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu


 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach